Spokój.
Bez lęku?
A te okruchy niepokoju pod stołem?
Zmiatam je z uśmiechem i szacunkiem.
Cisza.
Bez dźwięku?
A to mruczenie kota-brzuchomówcy?
Słucham milczenia z wewnątrz siebie.
Przestrzeń.
Bez kresu?
A te drzwi zamykane na noc?
Uchylam tyle, ile potrzebuję.
Otwieram się na oścież, gdy wychodzę w słońce.
Otwieram pustą przestrzeń.
Zagarniam dłonią jak zaczyn.
Przynoszę Tobie i mnie pustą przestrzeń
do wypełnienia
do wyrośnięcia
do uformowania
do wypieczenia chleba
do nakarmienia duszy.